Z PAMIĘTNIKA BLOGGERA

Odkąd zostałem byłem gwiazdą popularnego portalu osiagając więcej niż 100 wejść na moją stronę dziennie, zwracają się do mnie dawni koledzy, przyjaciele i ci, którzy chcą mi teraz wmówić, że zawsze nimi byli, z prośbą o poradę i wsparcie. Wszystkich próśb wysyłanych sms’ami, mailami, listami w potłuszczonych kopertach nie sposób zamieścić, ale pozwolę sobie zamieścić jedną, typową.

Cze Rolex!

Piszę do ciebie, dawno nie widziany, najlepszy przyjacielu z podstawówki (???? – to chyba ten, co potrafił zjeść słoik kleju roślinnego na raz, za co go podziwiałem, ale żeby zaraz „przyjacielu?) w sprawie konkretnej. Chodzi o tę dziewczynę z naszego osiedla, co ma na imię Balbina i fajne te… dresy ma fajne. Chciałem się tak jakoś delikatnie wylansować w jej bezpośredniej odległości i w tym celu odprasowałem najka, a nawet przeprałem bejsbolówkę, a w nogawkach od spodni od dresa odpięłem suwaki, co by zakryło nienajnowszy model kamasza. Podpłynąłem na deskorolce i zagajam tradycyjnie: ile to ja mogę browarów zarzucić, jak się wzruszyłem oglądając „Taniec z gwiazdami”, kiedy tańczyła rodzina Tuska (zresztą wyślizgana na tym lodzie, bo to było za faszyzmu), i tym podobne. Ale na niej mój lans nic nie zrobił wrażenia. Mówi: Ty to Franiu jesteś nikim, bo cię nie ma w blogosferze. Kto nie w blogosferze, ten nie ma racji i nie jest inteligent! I odpłynęła, jak sen złoty, na swoich łyżwach z kółkami, w siną dal, to znaczy w kierunku swojej nadobnej klatki schodowej.

Czyli nie było rady, tylko trza było zostać bloggerem i to od razu najlepiej najlepszym. Interneta mam, wiocha nie jestem. Inteligencji mi nie brakuje, jak pamietasz (oj, pamietam, pamietam), i dlategoż załozyłem sobie blogga na najpoczytniejszym obecnie w bloggosferze Salonie33, który to salon dziennie czytuje sto osób w porywach. No i tu napotkałem rzeczy i zjawiska, które mi się nie śniły nawet po sześciu browarach, znaczy: musisz pomóc.

Po miesiącu skrabania na brudno zamieściłem pierwszy tekst. Trochę o polityce międzynarodowej, a trochę o filozofii, trochę obserwacji socjopatycznych, słowem: inteligencja pracująca, czyli Ja. Kuzynka studiuje fizjologię klasyczną i pomogła. Przesłała mi na majla parę cytatów z Tacyta i parę fajnych ksywek z radą co by co drugą linijkę słowa napisanego użyć. Sie wie, że się wklei. O jedenastej już się zerwałem i po trzech godzinach wkleiłem na swoejgo bloga w tym salonie, który nazwałem Rakieta. Bloga, nie salon, oczywiście. No i czekam. I nic. Po godzinie licznik, któren sobie zainstalowałem: pyk! I zrobiło się: 1. Znaczy jeden gamoń przeczytał. Odświeżyłem ekran, żeby zobaczyć, czy dobrze widzę, a tu: pyk! I zrobiło się: 2. No nie mogąc uwierzyć swojej popularności odświeżam… pyk! 3! Normalnie czytali, jakby ich porombało! Co nie odświeżę: nowy! I w godzinę zrobiło się 1000. No to, myslę sobie, zostało się bloggerem najwybitniejszym z wybitnych! Okno otworzyłem i wołam na Balbinę, co kręci koła na tych łyżwach z kółkami: Balbina! Mam już tysiąc fanów jako blogger! A ona tylko spojrzy, ramionami zamachnie się aż po kokardy i odkrzykuje, że nie idzie o czytelników, ale o komentarze! No rzesz… Dogódź! Załamany siadam, brodę oparłem na rękawicach bokserskich i czekam.

I za jakie dwie godziny jest! Komentarz. Jakiś Stępujący Kapral napisał, że za taki tekst na salonie33, to Beck by mi mordę obił! Chciałem z miejsca gamoniowi odpisać, ale w rekawicach bokserskich nie szło, więc musiałem zezuć. Kto to jest Beck to ja nie wiem, musi nie być z naszego osiedla, ale odpisałem, że jak się zamachnę to z prawego kamasza potrafię zakrecić żyrandolem na mojej chacie (220 cm minus 50 na zyrandol to daje wykop na poziomie 170!) więc żeby Stękający Kapral lepiej sprawdził, czy ten Beck nie ma poniżej, bo wtedy faktycznie mogę się omsknąć mu nad głową. Zamknął się, widać obleciała go wątpliwość w temacie, czy ten Beck to rzeczywiście taki dynamit, jak jemu mogłoby się wydawać.

Ale nasłał koleżków. Azarazel mi się wpisał, że on ma znajomych tu i tam, i jak go będę dalej atakował, to oni mnie znajdą! BuahahaHa! – odparłem mu cytatem fachowym z oneta i grzecznie zapytałem, czy jego znajomi dostali kiedyś drzwiami od pralni, albo sześcioma koszami na smiecie na raz. Zamknął się!

Ale dał cynk innym, bo zara wpisał mi się… o rzesz… zara sprawdzę… eee… uwaga! literuję: Kavalier der Arc, któren punktuje mnie, że a) nie mam wykształcenia, b) nie mam wykształcenia c) nie mam wykształcenia. Ja nie mam?

I dalej pisze (a musi być niezły wymiatacz na tych bloggach!), że z Arystotelesa to on ma orginały z własnoręczną dedykacją, więc może mi podsunąć właściwe cytaty zamiast tych błednych, co mi je zapodała kuzynka z fizjologii klasycznej, tylko musi mu się chcieć sięgnąc na półkę za plecami; z Platana, Platona, sorki, to on może mi przesłać cytata w grece z podanym sposobem wymowy biorąc pod uwagę oboczności w dialektach ateńskich z IV wieku przed nasz erą (nie: „przed Chrystusem”, jak napisal w nawiasie, to przytaczam, bo nie wiem, o co chodzi), z Wittgensteinem to on chodził na wykłady i mieszkał w rybackiej chatce w Norwegii, jak ten wybitny człowiek miał taką fanaberię, a jego jednorękiemu bratu – pianiście służył za drugą rękę, jako że wszystkie napisane kiedykolwiek nuty to on ma w głowie… mówię wam, tym mnie powalił. I jeszcze dodał, że on ma 17 tomów tego, 84 tamtego, a wogóle to jest socjaldemokratą i nie cierpi takich burżua, jak ja! Okej! Nie musi mnie zaraz lubić, ważne, że dyskutuje! Tylko jak ten biedny socjaldemokrata mieści te 80432 tomy tych wszystkich filozofów w swojej proletariackiej izbie plus kompa, to nie wiem. Ale się nie odezwałem, bo kuzynka przez telefon ostrzegła, że może przyłozyć erudycją. To nie znam, ale brzmi groźnie i nie wiem, czy potrafiłym zblokować.

Na koniec to mi się miło wpisał Asesor Badurski przestrzegając jednakowoż przed wdawaniem się w bliższą komitywę z… tu długa lista, a szczególnie z takim jednym, co udaje że jest jeden, a jest ich szesnastu, a dla skrótu nazywają się MYF, przed Kaczyńskiemi, co pisują pod różnymi nickami, ale można rozpoznać, bo jak widzą Tusku to nie klaszczą, ale zawsze mają jakieś „ale”, przed jedną gazetą i jej redaktorami, jednym bloggerem, bo jest ewidentnie sterowany przez jakieś Radio (znaczy się wzmacniacz, he, he!) i generalnie zalecił mi czytanie jego wykładów o czymś to się nazywa liberalizm. Mam nadzieję, że to się da wypić!

A na sam koniec wpadł Beli Erbur i nawyzywał od antysemitów! No co wam powiem, to wam powiem, co to jest to antyseminizm to znów nie wiem, ale ten Beli to ma taką szemraną gadane, jak najlepsze dresy z naszego osiedla. Tylko czemu on ma taką dziwną ksywę? Francuza udaje? Przecie widać, że nasz chłopak!

Pokazałem Balbinie i ze względu na wybitne komentarze, ze szczególnym uwzględnieniem Asesora zgodziła się pójść na koncert Niu Kit from de Blok, co to przyjechał z Londynu z didżejem Majkelem.

Koncert koncertem, Balbina Balbiną, ale ja czuję, że jako blogger to ja się naprawdę mogę rozwinąć korzystając z towarzystwa takiego kształconego towarzystwa! Więc się zastanawiam, czy ja czasami już nie wyrastam ponad to moje osiedle, co kiedyś mi się wydawało centrum kosmosu?

Bez fachowej pomocy nie wyrobie, więc dlatego do ciebie piszę, najlepszy kolego z podstawówki. Może być nawet za browary!

Pozdro

Twój Franek
komentarze (41)

3 komentarze do “Z PAMIĘTNIKA BLOGGERA

Przyłącz się do dyskusji i dodaj Swój własny komentarz